poniedziałek, 2 marca 2015

ROZDZIAŁ 4

   Następnego dnia nadał zastanawiałam się co się stało. Kiedy biegłam na ratunek czułam jakąś dziwną energię. Gdy się obudziłam, ręce miałam gorące. Czułam w nich dziwne mrowienie.
  Kiedy byłam z Harry'm na porannym spacerze, psiak uważnie mi się przyglądał. Gdy szliśmy obok domów żadne psy na nas nie szczekały, tylko niektóre patrzyły na mnie z... szacunkiem? Nieee... pewnie mi się przywidziało.
  O 13.30, po kościele, byłam gotowa do wyjścia. W Niedziele wyprowadzałam psy sąsiadów na spacer. Lubiłam to, mogłam zrobić dobry uczynek a do tego trochę na tym zarobić.
  Na początek wyprowadziłam Majkela (tak, to naprawdę się tak pisze- tak ma w rodowodzie...)- Yorka, następnie przyszedł czas na dwa Kundelki łańcuchowe- Maksa i Norę. Na koniec wyruszyłam z Jamnikiem Kacperkiem, Owczarkiem Belgijskim Mandziem i Wyżliczką wiermańską Alfą. Zarobiłam łącznie 45 zł. Pożegnałam się z każdym psiakiem i ich właścicielami i poszłam do domu na obiad.
 Muszę powiedzieć, że mam zabiegane Niedziele, bo zaraz po posiłku ruszyłam do schroniska dla psów.
-Hej Zosia! -przywitałam się z jedną z wolontariuszek.
-Hej Oliwka! uśmiechnęła się do mnie.
-Kogo dzisiaj mam zaszczyt wziąć na spacer? -spytałam.
-Hmmm... Marcin wziął Okrucha, Baśka Muszkę... Weź Konwalię.- rzekła
-Heeej wszystkim!- wydarł się ktoś od progu.
-Co tak krzyczysz? Przecież stoimy tuż obok. -rzuciłam do przyjaciółki.
-Sorry. Nie zauważyłam. -uśmiechnęła się Marta.
-OK... Biorę Konwalię, więc jeśli ci życie miłe, radzę ci zabrać Tulipana. -ostrzegłam koleżankę.
  Marta wzięła sobie moją przestrogę do serca i kilka minut później szłyśmy leśną ścieżką trzymając na smyczach dwa tornada. Tulipan i Konwalia są praktycznie nie rozłączni. Znaleziono ich w koszu przy autostradzie. Wyglądają trochę jak Briardy ale mniejsze.
  Podczas spaceru czułam w sobie dziwny niepokój. Śmiałam się i rozmawiałam z Martą ale w głębi czułam, że coś jest nie tak. Ze mną jest nie tak.
  Nagle zakręciło mi się w głowie. Podparłam się o drzewo. W uszach mi dzwoniło.
-Oliwia... wszystko OK?- spytała moja przyjaciółka przystając.
-Yyy... co? Tak... tak... ok...- sapnęłam. Wykonałam krok do przodu, zahaczyłam nogą o korzeń i przewróciłam się.
  Leżałam tak, nie mogąc się podnieść. Czułam się jakby coś mnie przyciągało do ziemi. Widziałam jak przez mgłę, że Marta przywiązuje zdenerwowana psy do drzewa. Tulipan i Konwalia zaczęły się szarpać na uwięzi i nagle nie wiadomo jak wyswobodziły się z obróż i podbiegły do nas. Jeden pies położył się z mojej prawej a drugi lewej i oba położyły swoje pyski na mojej klatce piersiowej. Musiałam naprawdę mocno uderzyć się w głowę  bo wydawało mi się, że słyszę co do mnie mówią...
-Już... spokojnie- szeptała Konwalia.
-Nic ci nie grozi, będziemy przy tobie- mruczał Tulipan.
-Obronimy cię- rzekły zgodnie i przysunęły się bliżej mnie a ja poczułam ulgę...
  W tym czasie Marta dzwoniła gdzieś rozgorączkowana. Chyba po pogotowie ale nie jestem pewna, bo chwilę potem zapadła ciemność...

___________

Hejo :3 

Rozdzialik chyba szybciej niż ostatnio dostaliście ;) Tak szczerze powiedziawszy to w moim zeszycie jest już 7 rozdział xD No cóż... lenistwo :) Teraz postaram się wrzucać rozdziały szybciej. 
  Nareszcie zaczyna się coś dziać- JEEEJ! ^-^
Wydaje mi się, że to opowiadanie jest trochę nudne... A wy co o nim myślicie? Niedługo postaram się o więcej akcji   ;)

Dobranoc ;*

1 komentarz: