sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 10

   Gdy weszłam do domu usłyszałam szczekanie. Znane mi szczekanie...
Nagle zza ściany jak torpeda wypadła czarna błyskawica. Pies skakał i szczekał jak szalony. Łasił się do mojej nogi jak kot i merdał ogonem.
-Harry?- spytałam ze zdziwieniem i niedowierzaniem.
-No a kto by inny?- spytał rozbawiony- Chyba Tulipana i Konwalii się nie spodziewałaś?
-Yyyy... Co? Nie... W ogóle nikogo się nie spodziewałam- rzekłam zawstydzona.
-Ej! Spoko przecież tylko żartowałem. Co za szczęście, że mogę już z tobą pogadać! Teraz będę ciebie uczył porozumiewania się ze zwierzętami!- słowa wystrzeliwały z niego jak z karabinu.
-A.. Co ty tu robisz?- spytałam się psa. Mamusiu... gadam z psem...
-Doktorek mnie tu przewiózł abym ci pomógł- napuszył się Harry- Dobra. Koniec tej gadki szmatki! Czas spać, jutro spotkasz się z twoimi nauczycielami!
  Umyłam się, przebrałam w piżamę i zjadłam kolację. Następnie położyłam się spać. Harry wskoczył na łóżko i wtulił się we mnie
-Dobry piesek-mruknęłam senna głaszcząc go po grzbiecie. Wydał z siebie ciche westchnienie.
-Kocham cię- szepnęłam w jego sierść. Podniósł łebek, żeby na mnie spojrzeć. Zawsze tak robił, gdy mu to mówiłam- patrzył na mnie i wydawał ciche prychnięcie. Tym razem też tak było.
-Ja ciebie też

****

   -Poobódka wstać! Koniom wody daać!- wydzierał się Harry.
-Cicho bądź- mruknęłam i rzuciłam w niego jedną z poduszek. Psiak w porę uskoczył.
-Ale mi się chce siikuuu!-zaskomlał- chyba, że mam zabrudzić ten piękny, nowy dywan
-NIEEE!- wrzasnęłam podrywając się z łóżka. Nie był to dobry pomysł, bo zakręciło mi się w głowie- Nawet... się... nie waż- wysapałam.
  Wypuściłam tego wrednego szantażystę na ogród, a sama zjadłam sobie płatki. Nim się zorientowałam, była już 11.30. Szybko wskoczyłam w jeansy i bluzę, włosy związałam w kitkę, a na głowę włożyłam czapkę z daszkiem. Teraz jest marzec. Dokładnie... 13 marca.
  Harry został, żeby pilnować domu, a ja ruszyłam w stronę ławki. Tam zastałam mojego doktorka.
-Dzień dobry- uśmiechnął się na mój widok.
-Dobry- odwdzięczyłam się tym samym.
-Jednego z twoich trenerów już poznałaś. Jest to twój pies Harry. Będzie cię uczył komunikacji z innymi zwierzętami. Teraz chciałbym, żebyś poznała dwóch pozostałych- powiedział, kiedy ruszyliśmy w stronę hali.
  Gdy weszliśmy, zobaczyłam w środku dwóch chłopaków. Jeden z nich był brunetem, na oko 19 letnim. Drugi nie miał włosów, na głowie miał tatuaż. Był chyba mniej więcej w moim wieku- 14/15 lat. Trochę mnie zamurowało. Znam tego chłopaka. To jest przecież...
  -Oliwio, poznaj twoich nauczycieli- rzekł doktor. Podszedł do młodszego- Powinnaś kojarzyć ich chociaż z widzenia. To jest Aang. Będzie cię uczył panowania nad żywiołami.
-Cześć- zamachał do mnie radośnie bohater mojej ulubionej kreskówki. 
-Hej- odparłam nieśmiało.
-A to- lekarz wskazał przystojnego bruneta- to jest Jacob Black.

------------

Hejo!

I kolejny krótki, nudny rozdział.
Nie wiem co się dzieje.
Jakoś tak nie mogę rozwinąć akcji.
Może powinnam sobie zrobić przerwę?
I tak nikt oprócz mojej Kinioli i Susann Collins tu nie wchodzi.
Nikt nie komentuje.
No cóż...
Jeszcze się zastanowię :/

Na razie papa Misiaczki :*

1 komentarz:

  1. Po pierwsze: suuuuper rozdział
    Po drugie: nie masz sobie zrobić przerwy od bloga
    Po trzecie: uwierz, że nie tylko my to czytamy

    OdpowiedzUsuń